Uwielbiam takie opowieści. Nieco mroczne, posiadające jakąś tajemnicę, a przy tym przemyślane w każdym szczególe. Historia jest tu utkana niczym pajęcza sieć, a autorka odkrywa karty w swoim tempie, niespiesznie, dając nam czas na podziwianie widoków i zastanawianie się nad życiem i przeszłością bohaterów. Wszystko w mocno skandynawskim klimacie, z pięknymi rysunkami i odniesieniami do prastarych legend i postaci.
Mówię o komiksie Malin Falch 'Światła Północy. 3. Siostry Wrony’ od Wydawnictwa Egmont. Tłumaczenie przygotował Mateusz Lis.
Podobnie jak poprzednie części komiks ma niewielki, bardziej książkowy, format i jest starannie i pięknie wydany. To sama przyjemność mieć kolejne tomy i ustawiać je jeden przy drugim na półce. Pięknie się razem prezentują. W środku dużo czerni, czarne kartki i wśród tej czerni mieniące się kolorami rysunki. Są tu zorze polarne, są kolory pełne magii. Są wikingowie, trolle i ludzie gór. A wśród tego wszystkiego ona – Sonja – dziewczynka z naszego świata, która przypadkiem trafia do wypełnionego magią świata znanego jej wcześniej jedynie z obrazów wujka -do Jotundale. I to właśnie wuja teraz poszukuje – czy uda się jej go znaleźć? A przyjaciółka, którą poznała w poprzednim tomie – Lotta, czy odnajdzie swoją rodzinę? Czy wśród ludzi gór jest ktoś kto ją jeszcze pamięta?
Ten tom podobał mi się do tej pory chyba najbardziej. Historia zyskała sporo nowych wątków, były wzruszenia i momenty nieco straszne. Ale też takie, które budziły mój sprzeciw, które uważam za niesprawiedliwe (ale równocześnie wiem, że były potrzebne) – z różnych powodów. Zarówno pod kątem scenariusza, jak i rysunków – uważam, że jest to najlepszy tom. Czekam też na kolejne, bo po lekturze powstało więcej pytań niż odpowiedzi. I ciekawa jestem jak to się wszystko potoczy.
Jeśli jeszcze nie znacie tej serii, to bardzo ją Wam polecam. Jest dużą szansa, że się w niej zakochacie.






