Opowiem Wam o pewnej przygodzie. O 'Przygodzie Wielkiej’, którą z serca opisała Kasia Kilczuk, zilustrowała Małgorzata Herrera, a wydało Dziwimisie.
Mam 10 lat i siedzę przy ognisku. Jem czereśnie, a pestki wrzucam do ognia. Śmiesznie skwierczą, a niektóre przez chwilę podskakują zanim się spalą. Jestem szczęśliwa. Ale też zastanawiam się co by było gdyby sprawy potoczyły się inaczej.
Obok mnie siedzą Michał, Kornelia, Maciek i Franek. Są moimi przyjaciółmi, mimo że nie istnieją. To postaci z książki, która wyciska łzy, przywołuje uśmiech i sprawia, że chciałoby się jeszcze choć na chwilę wrócić do czasów dzieciństwa. Bez komputera, telefonu, obowiązków. Za to z przygodą wielką w Przygodzie Wielkiej. Krainie w której świt działa lepiej niż budzik, ciocia potrafi przepowiedzieć pogodę, a koń… Cóż – bawi się w fryzjera wyjadając owies z czupryny pewnego bardzo mądrego, wrażliwego i wyjątkowego chłopca. Jestem tuż obok i robię miejsce dla moich synów – by ich też zabrać do Przygody Wielkiej. I wraz z nimi stać się znów na chwilę dzieckiem – w bluzie pachnącej ogniskiem.
Ogniskiem pachnie też ta książka. I wakacjami. Rozgrzanym asfaltem, na który właśnie spadł deszcz, świeżo skoszoną trawą i jajecznicą z cebulką.
Smakuje jak maliny prosto z krzaka. By chwilę później smakować słono, niczym łzy. Nie ma tu jednak traum, są ukryte gdzieś między stronami, ale jedynie dorośli je dostrzegą. I staną się tarczą dla swoich dzieci – tak jak rodzice głównego bohatera byli tarczą dla niego. Tarczą w obliczu straty…
To książka pełna małych wydarzeń które mają ogromne skutki. Złożona z codziennych radości i wielkiej rozpaczy. Książka przyjaciółka, którą chce się poznawać wciąż i wciąż od nowa. W której chce się być, tak bardzo jak w Przygodzie Wielkiej.
Dawno tak nie płakałam i nie śmiałam się zarazem. Dawno nie chciałam tak bardzo spotkać bohaterów. Posłuchać jak mówią, poczuć jak pachną. Zrobić im miejsce przy ognisku, by ogrzali się trochę i by udało im się uciec od komarów. I za to dziękuję tym trzem pięknym kobietom – Kasi, Gosi i Klaudii. Dziękuję też za zaufanie i uczynienie mnie patronką. To zaszczyt!





