Kochamy Alberta! Bardzo. Dzięki niemu udało nam się rozwiązać parę sytuacji, a innych uniknąć. Stał się przyjacielem moich synów, którego sama też lubię.
Jakiś czas temu, dzięki Wydawnictwu Zakamarki, trafiła do nas nowa część, zupełnie inna od dotychczasowych. Począwszy od formatu, na formie kończąc. To 'Miny Alberta’ Gunilli Bergström w tłumaczeniu Katarzyny Skalskiej.
Tym razem Albert patrzy na swoje odbicie w lustrze. Zastanawia się kim jest i jak wygląda. A przy okazji ćwiczy miny, które idealnie oddają jego nastrój. Mamy Alberta znudzonego, zaskoczonego czy zaniepokojonego. Jest też zagadkowy Albert i Albert nieustraszony i spokojny. Nasz bohater potrafi też się wygłupiać i wykrzywiać twarz. Jest też fotografia Alberta, która niby jest taka sama, a jednak się od niego różni. A jaki będzie na końcu ten książki? Musicie sprawdzić sami.
Ta książka to coś więcej niż szybki przewodnik po emocjach dla maluchów. To też swoiste lustro, katalog min i zachowań. Bohater jest bliski dzieciom, bo… Sam jest dzieckiem. I to nie jakimś ułożonym, idealnym. Ma swoje humory, czasem jest zły, innym razem zachowuje się okropnie. Jak każdy z nas, czy to mały, czy duży. Chociaż im człowiek starszy, tym bardziej przypomina tego z fotografii – płaskiego. A tego z lustra coraz mniej. I tego robiącego śmieszne miny i wystawiającego język. Po lekturze tej książki za każdym razem idziemy z chłopakami do dużego lustra w łazience i stoimy miny. Poznajemy siebie – każdy z osobna i wszyscy razem. Ale nie tylko. Rozmawiamy też dużo. O uczuciach, odczuciach i przeczuciach. O sytuacjach z książek i z życia wziętych. O tym co nas ostatnio wkurzyło, co zasmuciło i co ucieszyło. I zastanawiamy się, jakby zareagował Albert, którą minę by zrobił ten nasz książkowy przyjaciel…





